Stormy Front i Lighthouse Point to dwa niezwykłe zapachy. Oba przywodzą na myśl jesienny, wieczorny spacer nad morzem. Są na tyle wyjątkowe, że na palenie ich zawsze lepiej poczekać na "specjalną" okazję i chłodniejszą aurę. Uwielbiam ten klimat! Pomimo że lubię lato, mam nadzieję że takich chłodnych spacerów będzie coraz więcej. Oba zapachy można zaliczyć do kategorii "męskich" - z łatwością wyczujecie tutaj kolońskie nuty. Pomimo że nie jestem wielbicielką męskich nut zapachowych, to tutaj robię wyjątek. Mam wyjątkowy sentyment do morza, a te dwa przywołują bardzo dobre skojarzenia.
Stormy Front
jest cudownie rześki, bardzo wietrzny i ozonowy. Jest październikowy wieczór, jesteś nad falochronem i obserwujemy wzmagający się sztorm. Uwielbiam go odpalać, kiedy za oknem leje deszcz. Czuć ozonową, burzową nutę, wodę, odrobinę soli i czyste powietrze.
Lighthouse Point
to razem z Cozy Cabin mój ulubiony wosk od Kringle Candle. Mam ogromną słabość do latarni morskich! Lighthouse Point klimatycznie przypomina mi Stormy Front, ale pachnie zupełnie inaczej. Wyczuwam słone, zimne powietrze i stare, drewniane dechy - zupełnie jak te, które widzimy na obrazu etykiety. Nigdy wcześniej nie czułam coś tak niezwykłego i przypominającego mi jesienne spacery z rodzicami nad brzegiem morza. Pomimo że nigdy nie byłam w północnej Anglii ani w Walii, to właśnie z takimi okolicami kojarzy mi się ten zapach.
Jako morska bestia muszę zdecydowanie polecić obie pozycje, chociaż mam pewność że dla osób które nie wiążą tyle sentymentów z zimnym Morzem Bałtyckim zapachy mogą wydać się po prostu przeciętnie męskie. Mogą się podobać lub nie. Ja uwielbiam!
0 komentarze
Prześlij komentarz